wtorek, 9 marca 2010

MODELKA cz. 1

-Nora, do cholery! Ile mam na ciebie czekać!
Tak właśnie zwracała się do mnie moja najtroskliwsza w świecie mamusia. No bo jak miała się wyrażać, kiedy ja półtora godziny szukam sukienki? W pełni ją rozumiem, szkoda tylko, że ona mnie nie.  Ona wiedziała tylko, że mam być człowiekiem sukcesu, wielką historią w modzie, królową modelek i uważała, że jeśli skarała mnie  imieniem Nora, to jest ono jak najbardziej odpowiednie dla jedynej w swoim rodzaju dziewczyny. Chciała ze mnie zrobić widowisko kinowe! Gówno ją obchodziło co się ze mną dzieję po szkole (dla bufonów) i gówno ją obchodziło, że mam gdzieś zasrany modeling.  Zawsze czułam pociąg do tego zawodu, bo mama mnie tak wychowała, ale nie  wiedziałam wtedy, jak ciężko jest wiecznie walczyć o sławę! Moja mama, moja babcia, prababcia, praprababcia, mój ojciec, mój dziadek, mój pradziad... Wszyscy byli ikonami modelingu! Mama zapisała mnie do agencji Elegant Logan Models i miałam być wytrwała. Do szkoły chodziłam dla ozdoby, bo najważniejsze było puste pozowanie do zdjęć. Gdy skończyłam siedem lat przestało mnie to kręcić.  Wtedy to moja najwierniejsza przyjaciółka, Lola, zaczęła marzyć o tym, czego miałam w nadmiarze.  Bardziej kręciły mnie książki i nauka. Przykładałam się do niej w miarę możliwości. Było ciężko, bo lekcje odbywają się w godzinach 14.00-19.00, a sesje i pokazy od 6.20, do 15.10. W weekendy prezentowałam się na imprezach w całym świcie, zakładając jakąś idiotycznie nowoczesną i modną bluzkę. W domu chodziłam w T-Shirt-cie z napisem 'Love is Brutal' i podartych rurkach. Lubiłam też białe skarpetki w czerwone paski i trampki kawai.  Włosy wiecznie rozczochrane, oczywiście celowo. Właśnie taka byłam naprawdę, taka się czułam. Ruda dziewczyna z mocnym makijażem, nucąca wiecznie piosenki ulubionego zespołu, Crewmatt Ironacy. Kop rockowy, metalowy, bądź punkowy -tego mi było właśnie trzeba. Nie głupich pokazów. Poza tym widziałam w sobie talent muzyczny! Świetnie grałam na gitarze elektrycznej, uczyła mnie koleżanka z ulicy. Tak, z ulicy, nic wam się nie przywidziało. Ja, zbuntowana siedemnastolatka należałam do gangu Nowilly. Kiedy mama drzemała słodko w swoim pokoju, ja wymykałam się przez okno. To byli moi jedyni znajomi. W luźnym ubranku demolowaliśmy ściany za pomocą sprejów. To była dla mnie prawdziwa sztuka. Namalowałam i skreśliłam za pomocą sprejów Pałac Kultury! Jessica Lone mówiła, że mam farta, bo mam kasę i mogę ćwiczyć grę na gitarze. Ona brała lekcje jako mały wypierdek i teraz nauczała mnie. Kupiłam sobie sprzęt i codziennie nad drugą w nocy, siedziałyśmy za  garażem mojego starego i z całego serca próbowałyśmy wyciągnąć z instrumentu dźwięk podobny do tego, który Bryan Luzzer, wokalista i gitarzysta CI, sam wymyślił. Jako fajne laski byłyśmy niezłym łupem na osiedlu. Wszyscy do nas zarywali, ale wiedziałam, że chcą mi ukraść gitarę. W końcu, gdy Jess znalazła sobie przystojnego chłopaka, ja wylądowałam w domu na wieki i ćwiczyłam sama. Dobra, koniec wstępu. Muszę wskoczyć w drogą kieckę i popędzić na dół. Moja mama, Maya, czekała już na mnie przy znakomitym porsche...

poniedziałek, 15 lutego 2010

,,Amerykański Fim" cz. 2 (pierwszy kawałek tej części)

Czas kiedyś zabije nas...
Z tą myślą wszyscy żyją pełnią życia.
Jeśli tak nie zrobią, nie żyją wcale.
Na ulicy obowiązują Prawa Dżungli.
W domu Lucy- identycznie. Czemu życie nie
obdarowało jej niczym, oprócz urody?
,,Lucy, świetnie grałaś!" - nasza bohaterka słyszy to każdego wieczoru.
Wie dobrze, że to nie prawda. Każdy nastolatek na widowni patrzy na
jej wygląd. Nie obchodzi go talent. Lucy ma przecież piękną, zgrabną figurę,
zmysłowe usta, zielone oczy i bladą cerę. Podobna do królowej, 
o czym wspomnieliśmy w kolejnej części. Z charakteru przypomina jednak...
Natalie Slovik, jej ulubioną pisarkę. Pani N.S. pochodziła z Czech, jednak
jako pięciolatka zamieszkała na Haiti. Broniła mieszkańców tego
miejsce z wielkim sercem i inteligencją. Kochała każdego bliźniego,
a inni zamiast ją kochać, pożądali tej kobiety. Była bowiem w podobnej do
Lucy sytuacji- piękna, młoda kobieta, która zmarła na raka jako 37 latka.
A przecież nasza bohaterka zamiast raka, ma piekło w domu! A przynajmniej
miała, do póki nie poznała...
-Daldeu? Tak masz na imię..?
-Tak!-Chłopak, który jako jedyny odważył się ją skrytykować, uśmiechnął się.
Po występie bardzo chciał pogadać z Lucy. Wiedział co przeżywa i chciał dla niej jak najlepiej.
Nikt nie podejrzewał, jak on ją kocha. Wysyłał ciągle kwiaty i listy na jej adres, które następnego dnia
odsyłali jej rodzice, wraz z innymi gratulacjami, zanim jeszcze je obejrzała. Nie chcieli dla niej chłopaka,
miała się skupić na grze, to było najważniejsze.

C.D.N. --> wkrótce dokończę tą część!
Mam nadzieję, że podobają wam się przygody Lucy. :-)
Wiedzcie, że bez względu na to czy zostawiacie komentarze, to i tak doceniam
każdego przeglądającego moje opowiadania. W końcu wkładam w nie wiele pracy!
Do zobaczenia!

sobota, 30 stycznia 2010

Życie cz.1

Czym jest życie? Życie to śmierć.
Ja wiem o tym dobrze, a na imię mam Agata. 
Jestem ciemnowłosą szesnastolatką, której
towarzyszy dwoje przyjaciół- Emil i Monika.
Emil jest fajnym kumplem, spokojnym, zabawnym facetem.
Przystojny i wysportowany.
Monika natomiast jest typem divy.
Jej ulubione zajęcie to oczywiście zakupy, zabawa w towarzystwie
i obściskiwanie chłopaków. Monika i Emil ciągle się kłócą, ale to
takie przyjazne sprzeczki. Mońka ciągle mówi, że Emil mi się podoba,
bo patrzę na niego podczas każdej lekcji i się śmieję. Nie wie,
że on robi do mnie śmieszne miny i stara się przekazać wiadomości
typu: Dasz odpisać lekcje?
Bawi mnie więc, że eMa* tak uważa. Wierzę jej prawie we wszystko, jednak
nie w to, że kocham  Emila! To by było dziecinne, miłość przez minki.
A jednak eMcia w to wierzyła.

W klasie nie było poza tym fajnych chłopaków.
Na podwórku był natomiast Maciek. Poznałam go niedawno,
kiedy wracałam ze szkoły. Siedział na murku i lampił się na mnie.
Tak szczerze podoba mi się trochę. Ale nie mówcie mu tego!
Pogadam z nim, żebyśmy poznali się lepiej. Jutro, na siedemnastej imprezie
z nim pogadam, postanowione.

C.D.N. -->

Sorry, że takie krótkie ;D

*eMa- przezwisko Moniki.

czwartek, 28 stycznia 2010

Annie, zakochaj się! cz. 4

Dalsze lekcje mijały i mijały. Wreszcie koniec.
Zeszłam na dół, do szatni. Koło mojej szafki stał Mike.
-Cześć...- wkurzona na Megi przekręcałam kluczyk.
-Hej. Zastanawiam się... Czemu ze mną gadałaś?
-Bo chciałam...- dziwnym wzrokiem zbadałam Michaela.
-Zazwyczaj tego nie robisz. Słuchaj... Może poszlibyśmy do kina? Na jakiś... romans?
-Nie, raczej nie, jestem przeciw romansidłom -odparłam. Uważałam jednak, że to nie fair w stosunku
do Mike'a, że mogę go w ten sposób zranić. Szybko więc dodałam-...ale na horror chętnie pójdę!
Mój rozmówca uśmiechnął się.Widać naprawdę zależało mu, żeby mnie poznać.
Pomyślałam: Jak on musiał dotychczas cierpieć...
Wyciągnęłam potrzebne rzeczy z szafki i zaczęłam oddalać się od Michaela.
Nagle usłyszałam znajomy dźwięk. Obróciłam się na pięcie i stanęłam jak wryta.
Przede mną stała Sophie we własnej osobie! Z lewej strony stał jej chłopak. Z prawej, Megan.
-Tu jest, ze swoim Mike'em!- wrzasnęła moja była przyjaciółka.
-Martin, bierz ją!- kiedy Sophie wydała rozkaz, facet rzucił się na mnie jak zwierze.
Walnął mnie pięścią w brzuch tak mocno, że syczałam z bólu. Następnie rzucił mną
o ziemię i udał się do wyjścia.
Widząc całą akcję, Mike podbiegł do mięśniaka i walnął go z liścia.
-Zostaw ją! -krzyknął wnerwiony.
Był taki męski, taki cudowny...
Dostrzegłam w nim super faceta. Nie mogłam na niego jednak patrzeć zbyt długo, bo
wzrok szwankował mi po uderzeniu.
-An, słyszysz mnie!?- gdy zbił Martina natychmiast do mnie podbiegł.
- Annie? An! Annie!!

Potem straciłam przytomność i trafiłam do szpitala. Leżałam prawie martwa, a Mike patrzył na mnie
z wielkim przerażeniem. W co ja się wpakowałam!?

C.D.N. -->

wtorek, 26 stycznia 2010

,,Amerykański Film" cz. 1

Tego dnia Lucy była bardzo zdenerwowana.
To miał być jej debiut na scenie filharmonii. Nie dawno ukończyła lat 19, a  publiczność już szaleje
za jej talentem aktorskim. Niestety miała tylko ten talent. Rodzice wychowali ją jak sługę.
Wszystkie zarobione pieniądze przynosiła do domu. Trenowała po nocach grę na fortepianie, śpiew
i grę aktorską. Spała w malutkim pokoiku z szarymi tapetami, na niewygodnym łóżku. Jej rodzina natomiast
,,topiła się w luksusach". Dziś jednak Lucy nie była w stanie o tym myśleć.
Za chwilę miała wystąpić na scenie w głównej roli, to znaczy jako Królowa Anglii.
 Długie, złote włosy spięła w elegancki kok. Ubrała długą, niebieską suknię z bufiastymi rękawami.
Na jej twarzy malował się spokój. Jej spojrzenie było niemal tak srogie, jak u samej królowej.
Nie wiadomo więc... Czego się bała?
Cóż. Jej rodzice wymagają, by grała idealnie. To znaczy, że jeśli choć na chwilę
zmieni wyraz twarzy, nie dostanie śniadania.
To okrutna metoda wychowawcza, ale za to skuteczna.
Lucy weszła na scenę dostojnym krokiem.
Wymówiła swoją kwestię i pięknie się ukłoniła. Nadszedł czas, by usiąść na tronie.
No więc właśnie w jego kierunku udała się nasza ,,Królowa".
Już miałaby to za sobą, siedziała by na swoim dystyngowanym siedzeniu, ale...
Przewróciła się. Widownia zaczęła coś do siebie szeptać, aktorzy zamilkli. Rodzice Lucy wstali,  popatrzyli na nią przygnębieni, po czym wyszli. Uczyniła to zaraz cała publika. Wszyscy artyści zeszli ze sceny.
Tylko Lucy uklękła na scenie, złożyła ręce, po czym zaczęła coś cichutko mamrotać.
Brzmiało to mniej- więcej tak:

,,Święta Maryjo, Matko Boża,
módl się za nami grzesznymi, teraz
i w godzinę śmierci naszej... Amen."

piątek, 22 stycznia 2010

Nasze Forum Kontaktowe ; ))

Oto nasze forum kontaktowe ; ))
>>klik<<
Tutaj zamawiacie, piszecie opowiadania, a także je oceniacie.
Proszę się zarejestrować, prawdopodobnie już jutro pojawi się tam pierwszy temat. ^^

Annie, zakochaj się! cz. 3

Od tej pory nie gadałam z Megan.
Przecież była jak inne baby z klasy: Słodka Montana.
Postanowiłam nazajutrz zagadać do Mike'a, jakoś go polubić.
Wieczorem pouczyłam się na sprawdzian z biologii i otworzyłam mój pamiętnik.
Chowałam w nim wszystkie moje sekrety. Dziś zamieściłam tam taki tekst:
,,Drogi pamiętniczku!
Chyba tylko Ciebie potrafię kochać. Mogę Ci zaradzić absolutnie wszystko.
Wydajesz się rozumieć, a pomagasz mi swoim istnieniem. Nie udzielasz komentarzy w stylu:
Kochasz go...
A ja nie wiem, kocham go?
Powiedz mi, pamiętniczku! Co tu właściwie jest grane..."
______________________________________________
Nazajutrz znowu szkoła.
Postanowione- pogadam z Michaelem.
W końcu był fajnym człowiekiem.
Podeszłam do niego na pierwszej przerwie
i powiedziałam:
- H-hej, Mike.
- Hej!- odpowiedział uradowany.
O ble, jak ja nie lubię radości...
Ale trudno, ciągnijmy dalej...
- To ty za mną siedzisz, nie?
- Nie inaczej- odparł Michael.
Teraz mówiłam już pewna siebie, oparłam się o ławkę
i zadawałam pytania...
- Jakiej muzyki słuchasz?
- Słucham AC pioryn DC, NIRVANY...
- Tak, jasnee.. To mi wystarczy, a książki.. czytasz?
- Ehh, jasne! - stwierdził pytany- Czytam ZMIERZCH...
- Dzięki, więcej mi nie trzeba- wtrąciłam przerażona.
- Aa.. Jakie filmy oglądasz?
Mike miał problem z tym pytaniem..
- Yy.. No np., może... O, Dokumentalne, Horrory..
Phhi! Ale nudziarz, może go zdołam przekonać do lat 80...
- Jakie postacie cię fascynują?
- Widzisz.. - Michael podrapał się nerwowo po szyi-
Takie jak ty! I również gwiazdy sportu, Luis Armstrong...
Aale, głównie ty! ^^
Byłam załamana...
,, Kurczę- pomyślałam- trzeba go będzie nauczyć myśleć nie tylko o mnie..
Hej, ale jest plus, lubi Armstronga!"

_________________________________________

Na następnej przerwie spacerowałam sobie korytarzem, kiedy to Mike się na
mnie ciągle lampił. Nagle wpadłam na szkolną divę- Paris.
Obok stały jej przyjaciółeczki, Samantha i Sophie.
Zdenerwowało mnie jednak bardziej, że za nimi stała Megan Rose.
- O proszę, to nasza pani śliczna...- odezwała się Paris.
Powiedziała co wiedziała! Na nią gapi się każdy chłopak.
Wygląda jak księżniczka z bajki, słodko.
- Witam. - odparłam sucho.
- Skarbie, muszę ci spuścić łomot, Mike należy do mnie.
Buzi, buzi, co!? Haha!

Megan! Powiedziała tej hienie o wszystkim.
O tym, czego sama dokładnie nie wiedziała! Nędzna plotkara. Już ja jej dam.
Wyciągnęłam ku niej pięści, gdy Sophie mocno ścisnęła mi rękę.
- Nie tknij naszej kumpeli! - powiedziała ze śmiechem.
Kumpeli! Tego było stanowczo za wiele!
Uwolniłam się od Sophie i mocno, z liścia walnęłam Megi.
Panienki Barbie natychmiast podbiegły do swojej psiapsióły!
- Jeszcze mnie popamiętasz! - wrzeszczała moja dawna kompanka.
Ciekawe, jak to się dalej potoczy...

C.D.N. -->

Mam nadzieję, że się podoba. ; ))